Daniel Passent. Słowo na trzy głosy

Pani Agata, córka dziś zmarłego Daniela Passenta, mówi o nim „Tato”. Nie „ojciec”, a właśnie „tato”. Pewnie nie tylko mnie słowo „tato” brzmi w umyśle delikatniej, głębiej, czulej i intymniej niż formalne i jakoś pomnikowe słowo „ojciec”. Poruszyło mnie to ciepłe słowo u pani Agaty, bo dla mnie mój tato – którego też nie bardzo dawno temu żegnałem – zawsze był tatą, a pojęcie „ojciec” znałem tylko ze świata zewnętrznego.

I tak historia dwóch różnych osób dzięki tak czułemu „tacie” złączyła mi się niemal w jedno. Bo Daniel Passent to przecież „Polityka”, a „Polityka” to coś, co w moim domu rodzinnym było stałym elementem wyposażenia, podobnie jak obszerna biblioteka. I równie nieodzownego przy budowaniu mojego własnego świata, gdy miałem jakieś 10 lat i przez wiele lat kolejnych. Daniel Passent i jego „Polityka” oraz pokrewne pismo „Forum” opowiadały mi o Polsce i o świecie. Podobnie jak o jednym i drugim opowiadał mi mój tato, który oba periodyki regularnie przez wiele lat kupował i także z nich obficie czerpał.

Ciekawość rzeczy, ciekawość świata, konieczność i czysta frajda w stawianiu pytań, a potem może jeszcze większa frajda w szukaniu odpowiedzi i ich korygowaniu wraz z rosnącą wiedzą i dojrzewaniem, to coś, co i mojemu tacie, i mnie łączyło się z Danielem Passentem. Był ważnym filarem w konstrukcji intelektualnej i rozległości horyzontu poznania, jaki miałem w domu rodzinnym. To anonimowy dorobek Pana Daniela, który dziś dodaję do puli życia znakomitego dziennikarza, wybitnej Osoby. I taty.

Rodzice Daniela Passenta – po zadenuncjowaniu przez Prawdziwych Polaków – zginęli rozstrzelani przez Niemców w miejscowości Radość. Ich syn umarł w Walentynki. Moja przyjaciółka mówi, że nad wszystkim czuwa Wszechświat. Zatem uznał, że takie ma być połączenie.

Niech moje „dziękuję”, moje także jako taty oraz mojego taty, frunie ku tacie Pani Agaty. Dziękuję, Panie Danielu!

Tanaka

*

Daniel Passent

Troszeczkę staroświecki czasem
Troszeczkę elegancki często
Prostował czasem myśli nasze
I prosił, by nie myśleć ręką

Gładził bałwany polskich myśli
Trzymał na pulsie ręce obie
Ażeby tych, co właśnie przyszli
Nie zadziobały polskie fobie
Walczył z wiatrakiem polskiej dumy
O prawo życia w Polsce świeckiej
O niebudzące grozy tłumy
O prawo bytu dla Osieckiej

Nie wiem, do której Pan redakcji
Trafi, tej w piekle czy też w niebie
Wierzę, że naszej generacji
Już nie opuści Pan w potrzebie

Qba

*

Walentynkowe pożegnanie Daniela Passenta

Właśnie robiłem domowe porządki. Myjąc nagromadzone od ponad tygodnia naczynia kuchenne, słuchałem audycji Radia TOK FM, gdy podano informację o śmierci redaktora Daniela Passenta, którego niedzielne audycje „Goście Passenta” nadawane zawsze po 10 starałem się każdorazowo słuchać.

Na chwilę przerwałem swą pracę, bo poczułem mocny ucisk w gardle i piersiach. Taki, jaki ostatnio odczuwałem wyłącznie po odejściu najbliższych mi osób. Cóż, wiedziałem, że taka chwila kiedyś nadejdzie, bo sam redaktor jakiś czas temu pożegnał się chwilowo z nami – czytelnikami Polityki i słuchaczami TOK FM. A jednak w duchu liczyłem, że którejś niedzieli znowu usłyszę jego głos, witający słuchaczy i zaproszonych gości. A potem będę mógł wysłuchać rzetelnych analiz politycznych, jakie przez lata wygłaszał wraz z zaproszonymi specjalistami. Tego już nie będzie. Być może szefowie radiowej redakcji przypomną słuchaczom niektóre programy redaktora Passenta. Przynajmniej te, które nie utraciły aktualności w ocenie otaczających nas zjawisk.

Daniel Passent, był najdłużej czytanym przeze mnie dziennikarzem politycznym. Jego artykuły zacząłem czytać w połowie lat 60. ubiegłego wieku, gdy po obczytaniu „Świata Młodych” zaglądałem do ojcowej „Polityki”. Mój staruszek także cenił sobie pisanie pana Daniela, dlatego co jakiś czas odpytywał mnie z przeczytanych treści i starał się omówić trudniejsze kwestie poruszone przez autora w poszczególnych artykułach.

Redaktor Passent był chyba najbardziej zrównoważonym autorem, którego treści poznałem przez wszystkie lata mego czytania „Polityki”. Był wzorcem umiarkowanego i kulturalnego dziennikarstwa, jakie usiłowałem naśladować w moich próbach pisania dla innych. I chociaż nie poznam już żadnego więcej jego nowego tekstu, to jednak zawsze mogę wrócić do zgromadzonych w moim prywatnym archiwum artykułów Passenta, tak w papierowych wycinkach, jak i w wersji elektronicznej.

Cóż, tegoroczne Walentynki zapamiętam z powodu tej właśnie śmierci – redaktora towarzyszącego mi od prawie 60 lat. Na zewnątrz akurat pogodnie i słonecznie, a mnie ogarnął nagły smutek. Bo utraciłem jakiś fragment towarzyszącego mi od lat życia.

Zak 1953