40 lat minęło – 16 grudnia 1981 r.

Nota wprowadzająca: niniejszy tekst jest drugim z kolei spojrzeniem na tamten czas, tym razem autorstwa zaka1953. Przypomnienie zdarzeń i ich dynamiki, autorska perspektywa i kolejna okazja, by spojrzeć na Polskę dzisiejszą: dokąd zaszliśmy, rozpoczynając drogę 40 lat temu?

Rok 1981.

O roku ów! Kto ciebie przeżył w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dotąd rokiem Karnawału,
A Polak rokiem strajków; dotąd lubią starzy
O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.

To był naprawdę pamiętny rok. Od początku stycznia szumiało w kraju, że coś się może zdarzyć. Człowiek stawał przeciw człowiekowi. Podziały przebiegały nawet wewnątrz rodzin. Gniewne słowa padały częściej, aniżeli to było normalnie spotykane.

Tylko 1 stycznia było spokojnie. Wiadomo, wszyscy odsypiali sylwestrowe zabawy i witanie nowego roku.

Potem już zaczął się społeczny ruch, młyn ludzkiej aktywności, obecnie nazywany Karnawałem Solidarności. Puszczały wewnętrzne hamulce i prawie każde środowisko zapragnęło wykazać się niezależnością od władz, skrótowo zwanych komuną. Aby władza miała tego świadomość, ludzie protestowali i strajkowali. Domagali się spełnienia rozmaitych postulatów. Te sierpniowe z poprzedniego roku prawie poszły w odstawkę.

Ludzie żądali i w efekcie zyskiwali formalną legitymizację, poświadczoną rejestracją ich niezależnych i samorządnych związków i organizacji. Strajk okupacyjny okazał się sprawdzonym sposobem dochodzenia założonych celów. A gospodarka prawie w całości trzeszczała. Władza odczuwała to mocno, bo podstawowym postulatem było, by przedsiębiorstwa płaciły pracownikom za czas przestojów w produkcji.

11 lutego premier Józef Pińkowski, nie widząc szans na swe dalsze pomyślne urzędowanie, podał się do dymisji. Gen. Wojciech Jaruzelski przejął zwolnione stanowisko – został premierem rządu.

Już na wstępie generał-premier zwrócił się do obywateli o 90 dni spokoju w gospodarce. Prośba została zignorowana.

A gospodarka zjeżdżała coraz bardziej zdecydowanie. 28 lutego Rada Ministrów, aby ratować zaopatrzenie społeczeństwa, wprowadziła kartki na mięso i wędliny. Starsi pamiętają, że wielkość deputatu mięsno-wędliniarskiego na osobę zależała od charakteru zatrudnienia – fizyczni mieli wyższe przydziały, umysłowi niższe. 30 kwietnia reglamentacja objęła masło, mąkę pszenną, kasze, płatki zbożowe i ryż. I nie był to koniec ograniczeń.

W ramach deklarowanej wolności słowa 3 kwietnia 1981 r. w Warszawie ukazał się pierwszy numer „Tygodnika Solidarność” (w nakładzie 500 tys. egzemplarzy). Było to niezależne czasopismo o tematyce społeczno-polityczno-gospodarczej. Pierwszym redaktorem naczelnym został Tadeusz Mazowiecki.

Maj okazał się znaczący dla Kościoła katolickiego. 13 maja na placu św. Piotra w Rzymie Ali Agca – członek tureckiej organizacji terrorystycznej Szare Wilki – strzelał do papieża z Polski. Poważnie ranny Jan Paweł II błyskawiczne trafił do szpitala Gemelli, który opuścił na początku czerwca. W czasie jego rekonwalescencji w Warszawie 28 maja zmarł prymas Polski kard. Stefan Wyszyński, który funkcję pełnił od 1948 r. W ostatnim dniu maja został  pochowany w warszawskiej archikatedrze i ogłoszony Prymasem Tysiąclecia.

W lipcu papież Jan Paweł II mianował biskupa warmińskiego Józefa Glempa arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim oraz prymasem Polski. Tydzień później (14 lipca) rozpoczął się Nadzwyczajny Zjazd PZPR. Partia miała o czym debatować.

31 lipca Sejm uchwalił ustawę o kontroli publikacji i widowisk. I tego samego dnia gen. Czesław Kiszczak zastąpił Mirosława Milewskiego na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Wojak został szefem polskich milicjantów.

Sierpień 1981 r. okazał się ważny dla władz. 8 sierpnia na rozmowy z Jaruzelskim przybył radziecki marszałek Wiktor Kulikow, a niecały tydzień później generał-premier wraz ze Stanisławem Kanią spotkali się na Krymie z gensekiem KPZR Leonidem Breżniewem.

19 sierpnia na wezwanie kierownictwa NSZZ Solidarność w całym kraju na znak protestu ogłoszono dni bez prasy. Oficjalna prasa miała być bojkotowana przez związkowców. Niejako w odwecie – 21 sierpnia – władze powołały Jerzego Urbana na stanowisko rzecznika prasowego rządu gen. Jaruzelskiego. Jerzy Urban wprowadził regularne konferencje prasowe dla dziennikarzy polskich i zagranicznych.

Wrzesień rozpoczął się mocnym akcentem – od wprowadzenia reglamentacji mydła i proszków do prania.

5 września w hali gdańskiej Olivii rozpoczął się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność. Akcentem towarzyszącym był bunt w bydgoskim Zakładzie Karnym i masowa ucieczka 188 osadzonych pensjonariuszy. Pierwsza tura Zjazdu Solidarności zakończyła się 10 września. Druga tura krajowego zjazdu rozpoczęła się 26 września i trwała do 10 października.

2 października delegaci na zjazd wybrali Lecha Wałęsę przewodniczącym NSZZ Solidarność. 14 października delegacja działaczy z Wałęsą na czele rozpoczęła związkową wizytę we Francji.

Działo się także w PZPR. 17 października w trakcie IV Plenum KC PZPR ze stanowiska I sekretarza KC PZPR zrezygnował Stanisław Kania. Następnego dnia funkcję objął gen. Wojciech Jaruzelski – urzędujący premier. Tym samym skupił w jednej ręce kierownictwo polityczne i rządowe.

26 października w radomskiej Wyższej Szkole Inżynieryjnej rozpoczął się strajk okupacyjny. Dwa dni później na wezwanie Solidarności w całym kraju przeprowadzono godzinny strajk ostrzegawczy.

Próbując ratować sytuację, 4 listopada gen. Jaruzelski w towarzystwie prymasa Józefa Glempa spotkał się z Lechem Wałęsą. Było to pierwsze trójstronne spotkanie. To pierwsze nie przyniosło pożądanych przez władzę skutków.

25 listopada w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa w Warszawie rozpoczął się strajk okupacyjny. Następnego dnia w całym kraju zaczęły działać Wojskowe Terenowe Grupy Operacyjne.

I tak doszliśmy do grudnia 1981 r.

2 grudnia milicja przy pomocy desantu ze śmigłowców spacyfikowała strajk w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa. Widowiskową akcję można było obejrzeć w telewizji. Zaś szkoła została przez władze rozwiązana.

3 grudnia w Radomiu rozpoczęło się nadzwyczajne posiedzenie rozszerzonego Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, w czasie którego ponownie przedstawiono listę żądań: zaprzestanie represji, przyjęcie ustawy o związkach zawodowych, demokratyczne wybory do rad narodowych, utworzenie Społecznej Rady Gospodarki Narodowej i dostęp do środków masowego przekazu.

Posiedzenie komisji krajowej związku zostało zwołane na 11 grudnia w Gdańsku. I rozpoczęło się zgodnie z planem. Następnego dnia delegaci również pracowali w najlepsze.

Tego samego dnia przed północą jednostki MSW przy udziale wojska przystąpiły do wprowadzania stanu wojennego.

13 grudnia 1981 r. nasze dzieci nie obejrzały w telewizji teleranka. Zamiast tego generał-pierwszy sekretarz-premier Wojciech Jaruzelski w bezpośrednim wystąpieniu poinformował Polaków o wprowadzeniu na terenie całego kraju stanu wojennego z licznymi ściśle określonymi rygorami.

Tą informacją nie byliśmy w stanie podzielić się wtedy z krewnymi i znajomymi. Telefony głucho milczały. A wcześniej w całym kraju wyznaczone mobilne grupy funkcjonariuszy zatrzymywały solidarnościowych aktywistów. Nie wszędzie odbyło się to zgodnie z planem. Reakcją były liczne strajki i żądania zwolnienia zatrzymanych działaczy związku Solidarność.

W wielu miejscach akcja sprzeciwu przyjęła formę strajków okupacyjnych, odbywanych w przedsiębiorstwach rozmaitych branż. Były miejsca, gdzie załogi w aktywny sposób szykowały się do stawienia oporu jednostkom milicji i wojska.

W odpowiedzi na strajki wzdłuż i wszerz kraju poruszały się wojskowo-milicyjne kolumny pojazdów, prezentując pokaz siły władz.

Nie wszyscy się wystraszyli. I od 15 grudnia wyznaczone siły wojska i milicji przystąpiły do pacyfikacji strajkujących. Jako pierwsze zostały spacyfikowane strajki na kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu-Zdroju oraz w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku.

16 grudnia przyszła kolej na katowicką kopalnię „Wujek”. Została wcześniej otoczona kordonem wojska i milicji. Przed dyrekcją postawiono kilka czołgów oraz pojazdy sił interwencyjnych. Jednak strajkujący nie próżnowali i przygotowali się do stawienia czynnego oporu milicji i wojsku. Przy użyciu różnego sprzętu zablokowali wszystkie bramy wjazdowe. Nie mieli też zamiaru ustąpić z żądań, które były proste: władze natychmiast zwolnią zatrzymanych kolegów – związkowców – i zlikwidują stan wojenny.

Tyle że ustąpić nie planowała także strona rządowa. Rozmowy ze strajkującymi nic nie dały.

Kiedy wojsko i milicja przystąpiły do pacyfikacji strajku, byłem w szpitalu na katowickim Ochojcu, gdzie miałem mieć robione EEG na potrzeby mojej licencji pilota samolotowego. O tym, że coś będzie się działo na kopalni, wiedziałem już wcześniej. Linia autobusowa do szpitala przebiegała wzdłuż ogrodzenia kopalni i miała przystanek przed dyrekcją. Tym razem autobus pojechał inną drogą, omijając odcinek wzdłuż kopalni. Na wjeździe w stronę kopalni stały milicyjne gaziki i wojskowy BWP, blokując przejazd.

Przyznam, że nie spodziewałem się znanych obecnie wydarzeń na „Wujku”. Ale wtedy nikt z zewnątrz nie miał orientacji w rzeczywistym układzie sił i faktycznej sytuacji na zakładzie i w jego otoczeniu.

Gorąco zrobiło się chwilę po południu. Już miałem wchodzić do szpitalnej pracowni EEG, gdy telefon do obsługi wszystko zmienił. Lekarze neurolodzy zostali pilnie wezwani wraz ze średnim personelem do izby przyjęć. Pod szpital zaczęły właśnie podjeżdżać pierwsze karetki z rannymi z kopalni. Byli to górnicy i milicjanci. Liczba karetek wskazywała na poważne zdarzenie.

Tego dnia musiałem wrócić do domu bez załatwienia sprawy.

O tym, że zginęli górnicy, dowiadywaliśmy się później. Władze zwyczajowo cedziły informacje. Jednak nie było żadnej szansy na blokadę informacyjną. Do kopalni przylegało całe przyzakładowe osiedle mieszkaniowe. Z niektórych bloków można było obserwować miejsce akcji. Ich mieszkańcy będący wtedy w domu widzieli prawie całe zdarzenie. Widzieli starcia i rannych z obu stron. Słyszeli strzały z broni palnej. A potem ruch karetek. Władza musiała poinformować społeczeństwo o ofiarach.

Można powiedzieć, że Śląsk złożył daninę krwi w starciach z socjalistyczną władzą – formalnie ludową. W grudniu 1970 r. taką daninę złożyło Wybrzeże. Teraz zginęli ludzie na Górnym Śląsku. Było też wielu rannych. Strajkujący nieźle przetrzepali skórę interweniującym milicjantom. Ponad 40 funkcjonariuszy mocno oberwało, w tym kilku bardzo ciężko. Jeśli żyją, są dzisiaj inwalidami. Ale oni byli tymi złymi. Państwo zaciera o nich pamięć.

16 grudnia 1981 r. kosztem ofiar w ludziach obu stron władza osiągnęła założony cel. Kopalnia została odblokowana, a strajkujący musieli opuścić zakład.

23 grudnia siły wojskowo-milicyjne spacyfikowały strajk na Hucie Katowice. W użyciu były czołgi i śmigłowce Mi-24. Desant z tych latających potworów przełamał wolę oporu hutników. Następnego dnia zakończył się strajk okupacyjny w kopalni „Ziemowit” w Lędzinach.

28 grudnia zakończył się najdłuższy w powojennym górnictwie strajk, podjęty przez załogę kopalni węgla „Piast” w Bieruniu po wprowadzeniu stanu wojennego. Do końca protestu 650 m pod ziemią wytrwało ponad tysiąc górników, którzy spędzili na dole dwa tygodnie.

Ciut wcześniej – 23 grudnia 1981 r. – prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan ogłosił sankcje gospodarcze na PRL.

E P I L O G

Minęło 40 lat od pacyfikacji kopalni węgla kamiennego „Wujek”, której wynikiem była śmierć dziewięciu górników w wyniku ran postrzałowych. Zmarli na miejscu albo w szpitalach. Pochodzili z całej Polski. Stali się ikonami oporu stawionego ludowej władzy, która nie potrafiła dogadać się ze swą kierowniczą klasą robotniczą.

Kopalnia, pod którą stoi teraz wysoki krzyż upamiętniający tragiczne zdarzenie z 16 grudnia 1981 r., właśnie kończy swą egzystencję. W październiku 2021 r. ostatni raz wywieziono węgiel na powierzchnię, korzystając z szybów „Wujka”.

Niedługo spory kawał terenu po kopalni stanie się łakomym kąskiem dla różnego rodzaju inwestorów.

Za jakiś czas tylko potężny krzyż i znajdujące się obok Śląskie Centrum Wolności i Solidarności będą informować o ludziach, którzy stracili życie, nie wydzierając ziemi czarne złoto, a walcząc na powierzchni o swoje racje. Może się zdarzyć, że po kopalni nie zostanie w przyszłości żaden realny ślad w postaci przemysłowej budowli lub instalacji.

zak1953