Gowin Burczymucha

Tyle wiemy dziś, a czego dowiemy się jutro?Jarosław Gowin to szczególnie odpychająca postać na scenie naszej polityki. Niemal wszystko, co na niej robi i mówi, otoczone jest specyficznym smrodkiem dewocji. To wzorcowy przykład cynicznego karierowicza, kryjącego się za maską szlachetnie brzmiących fraz, wygłaszanych księżowskim głosem. Jak mówią moi polityczni przeciwnicy, jestem typem takiego zimnego drania… — przyznał kiedyś w wywiadzie dla krakowskiego pisma. Mają rację, zwłaszcza że od czasu tej wypowiedzi przeciwnicy i sojusznicy Gowina zamienili się miejscami i tylko on sam pozostał niezłomny w dążeniu do jakiejkolwiek posady u władzy.

Jest hipokrytą i wtedy, gdy wzrusza się losem zamrożonych zarodków (Polityk musi odnaleźć w sobie miłość do ludzi, którym służy. W moim przypadku, odkąd zająłem się in vitro, to miłość do zamrożonych w azocie embrionów. Wiem! Myśli pan, że przesadzam, ale czasami naprawdę czuję się, jakbym był ich przybranym ojcem [2008]), i wtedy, gdy biada nad wysadzaniem w powietrze niemowląt (Od tego jestem polskim politykiem, żeby zapobiec lub zmniejszyć ryzyko, że kiedykolwiek ktoś wysadzi w powietrze polskie niemowlę [2015]).

Dzisiaj, kiedy nagle został kandydatem na ministra obrony przyszłego rządu PiS (przynajmniej tego, który ma tworzyć Beata Szydło), zapewnia: Nie jestem elementem gry wizerunkowej.  I bez mrugnięcia okiem mydli w TVN: Zaczęliśmy dyskutować o możliwości współpracy o wiele wcześniej, niż media zainteresowały się podróżą pewnego polskiego polityka do Chicago. 

Z charakterystyczną dla swojej formacji pogardą dla innych mówi też: Nie jestem trawożernym pacyfistą. Polska musi być bezpieczna, dlatego na czele MON powinien stać ktoś, kto nie zna strachu. To pewnie dlatego, że nikogo się nie boi (i jak Stefek Burczymucha — choćby niedźwiedź, to dostoi), zgrabnie nie wymienił nazwiska tegoż polityka. Po prostu nie chciał mu robić reklamy…

Zapytany kiedyś, co znaczy być prawdziwym mężczyzną, odpowiedział dumnie: Prawdziwy mężczyzna to wrażliwy wojownik. Średniowieczny rycerz, którego życie wypełnia walka o ideały, służba Bogu, królowi i biednym. Zmaga się wewnętrznie, ale w sprawach ważnych jest twardy jak skała. Jego ręka nie drży, gdy zadaje cios [2009].

Więc w sprawach ważnych on sam jest jak skała:

Mówiąc językiem Kościoła homoseksualizm jest grzechem, mówiąc językiem świeckim homoseksualizm praktykowany jest zachowaniem nagannym moralnie. Ale to nie znaczy, że nie lubię gejów, bo jak pani wie należy oddzielać grzech od grzesznika [2010].

W Polsce przyczyną przemocy domowej jest przede wszystkim alkoholizm i nie ma ona nic wspólnego z naszą kulturą, którą cechuje szczególny szacunek wobec kobiet. Będę bronił polskiej tradycji, nawet jeśli z tego powodu lewicowi publicyści będą mnie nazywać ajatollahem, a niektórzy politycy – z właściwym dla współczesnej lewicy językiem nienawiści – katolicką ciotą [2012].

Najpierw ratował zarodki, teraz jako minister obrony (czyli wojny) pośle żołnierzy w bój (widzi sens i możliwość wysłania ich do Syrii, by u źródeł zwalczać terroryzm). Program ma więc prosty: Nie zabijajcie zarodków, zabijajcie dorosłych! Wszystko to mu się mieści w pojemnym jak morze katolickim sumieniu. I słusznie, przecież mówił w 2013 r.: Kiedyś byłem typowym „katolikiem otwartym”, dziś mam poglądy bardziej konserwatywne, ale do tradycjonalizmu mi daleko. Gdyby był tradycjonalistą, dopiero by zaszalał!

Jarosław Gowin wie, że ludzka pamięć jest zawodna i większość wypowiedzi przepada w mrokach przeszłości. Niestety, od kiedy jest internet, sprawa się skomplikowała. Więc warto uważać, co się mówi, zwłaszcza o przeciwnikach, bo może się okazać, że trzeba będzie z nimi współpracować. Dzisiejszy kandydat na ministra w rządzie PiS mówił w 2010 r.:

PiS uprawia zimną wojnę domową i staje się radykalną partią prawicową. Coraz więcej wskazuje na to, że PiS na polskiej scenie politycznej zajmuje pozycję porównywalną z włoską partią komunistyczną, która przez długie lata uzyskiwała duże poparcie w wyborach, ale nikt nie chciał z nią tworzyć koalicji rządowej. PiS brnie w ślepą uliczkę. Jarosław Kaczyński sam eliminuje się z polityki, obrażając najważniejsze osoby w Polsce.

A w 2011 r.: Rzeczywiście łatwiej jest nam polemizować i walczyć politycznie z Jarosławem Kaczyńskim snującym takie, jeżeli nie insynuacje, to co najmniej dziwne aluzje – właściwie czytelne aluzje – niż z Jarosławem Kaczyńskim, który punktuje nas od strony gospodarczej, ale proszę mi wierzyć, my nie wpuszczamy Jarosława Kaczyńskiego w taki kanał. On sam z ogromną determinacją w ten kanał wchodzi i ciągnie za sobą swoją partię.

Żeby już nie poświęcać więcej miejsca tej żalosnej w sumie postaci, przypomnę jeszcze jeden cytat (niemal wszystkie przytoczenia wziąłem z Wikicytatów). Kiedy w 2013 r. Gowin napisał list otwarty do członków PO, kolega partyjny Andrzej Biernat dość trafnie go podsumował:

Trzeba by rozpatrywać działalność Jarka Gowina w dwóch kategoriach. Jedno to albo szaleństwo, czyli chłopak albo odjechał zupełnie i nie wie, na czym polega polityka, ambicje zbyt go przeżarły, żeby zrozumieć to, że on popełnia błędy; a drugie to w kategoriach śmieszności, że jest to zachowanie chłopczyka, któremu zabrano w piaskownicy zabawkę i obrażony z płaczem wychodzi na bok, i skarży na innych.

Czyli i Burczymucha, i skarżypyta.