Sumienie jako wytrych

Nie mieszajmy sumień do polityki, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Panowie z prezydium episkopatu wydali oświadczenie, w którym domagają się „pełnego poszanowania wolności sumienia parlamentarzystów w głosowaniach”. Oczywiście tym razem chodzi o nowelizację ustawy, zaostrzającą warunki dopuszczalności aborcji. W oświadczeniu księża napisali także: „dzieci ze schorzeniami genetycznymi mają prawo do tego, by urodzić się i żyć wśród nas, by kochać i być kochanymi”. Jakże wzruszająco i pięknie to brzmi! Zwłaszcza jeśli piszący coś takiego wybrali celibat i przynajmniej teoretycznie nie powinni/nie mogą mieć dzieci.

Zostawiam na boku te „dzieci”, bo to oczywista i stała technika — manipulacja pojęciami, służąca wmawianiu, że strona pro-choice gotowa jest zabijać dzieci… Szkoda na to wszystko słów; wiele w tej sprawie padło ich także na niniejszym forum.

Interesująca jest sama kwestia tzw. sumienia.

Bo wydaje mi się, że szefowie naszego Kościoła widzą sumienie jako coś z istoty ściśle katolickiego, nieuchronnie dobrego i pozytywnego. Jest to oczywiście zupełna mrzonka i ignorowanie wiedzy o człowieku, jaką dotychczas zgromadziła psychologia (stosunkowo młoda skądinąd dziedzina nauki; niektórzy twierdzą wręcz, że jako nauka w ścisłym sensie dopiero raczkuje, co jest niepozbawione racji, jeśli pamiętać, ile hochsztaplerki wyprodukowali rozmaici psycholodzy w ciągu ostatnich, powiedzmy, stu lat).

Księża chętnie powołują się na sumienie, bo to coś mocno niedookreślonego, a ładnie brzmiącego, przy okazji udając, że nie widzą jawnie i głównie politycznych (a czasem nawet tylko towarzysko-środowiskowych) przesłanek, którymi kierują się w głosowaniach nasi parlamentarzyści (jeśli skupić się już tylko na nich). Więcej, uważam, że gdy polityk aspirujący do takiej czy innej formy rządzenia (choćby poprzez udział w stanowieniu prawa) powołuje się na własne sumienie, nie zasługuje na jakiekolwiek poparcie, bo z automatu niejako gwarantuje to, że ów polityk jest w istocie hipokrytą, który z pewnością niejednokrotnie będzie musiał dla zachowania swojej pozycji własne sumienie uciszyć.

Kiedy minister Gowin mówił, że głosował za antyaborcyjnym projektem Solidarnej Polski, bo chce, by „wybrzmiały argumenty za życiem”, to głosował zgodnie ze swoim (katolickim) sumieniem, czy dlatego, że chciał coś komuś zamanifestować? Czy kiedy w przyszłości będzie jednak przeciw temu projektowi (co zapowiada), to wtedy będzie w zgodzie z tym samym, czy może już trochę inaczej zdefiniowanym sumieniem? Czy gdy Jacek Kurski nagminnie przekracza przepisy ruchu drogowego, to działa zgodnie z sumieniem, czy w tej sprawie ma sumienie zupełnie czyste, bo nieużywane?

Nawet gdyby znalazł się taki niezwykle wrażliwy etycznie człowiek — zawsze sumienny wobec swego sumienia — to w zawodzie polityka nie ma dla niego miejsca niejako z definicji. Politycy nie mają się zajmować dawaniem satysfakcji własnemu sumieniu, lecz szukaniem sposobu na uzgodnienie w ramach systemu prawnego państwa wielu często sprzecznych racji i potrzeb społecznych. A to nieuchronnie musi prowadzić do tolerowania i akceptowania jakiejś formy kompromisu.

Apel o „poszanowanie sumień parlamentarzystów” jest oczywiście kolejnym kamuflażem Kościoła, który znowu udaje, że się nie wtrąca do polityki. Jest to też apel po części samobójczy — przecież pojęciem sumienia posługują się również niereligijni ludzie (jest utrwalonym i wygodnym słowem opisującym zjawisko psychicznej — świadomej i nieświadomej — samokontroli i autooceny, niezbędnej do zrównoważonego funkcjonowania na co dzień). W wyimaginowanym parlamencie, w którym większość stanowiliby ludzie traktujący wiarę jako sprawę prywatną, mogłyby zapadać decyzje i powstawać prawa w zgodzie z sumieniami owych parlamentarzystów, ale jednak jawnie niesprawiedliwe wobec np. katolickiej mniejszości.

Nasi księża chętnie mówią o dwutysiącletniej mądrości Kościoła, przechodząc do porządku dziennego nad drastycznymi zmianami, jakie nastąpiły w ciągu tej historii w ocenie rozmaitych zjawisk społecznych, a więc i w określaniu tego, co jest moralne, czyli także tego, co powinno katolikowi dyktować jego sumienie. Sumienie to bardzo mętna sprawa. Może dlatego politycy i księża tak chętnie posługują się tym pojęciem.

Słowo na niedzielę: